sobota, 10 lipca 2010

O tym jak przeżyć bez wody...bedąc koło wody czyli nocowanie w porcie

Port Brestowa (Punkt I na mapie). Dotarliśmy. Promy na wsypę Cres jeżdżą co półtorej godziny. Jest godzina 19.00 Zostały nam jeszcze dwa rejsy na które możemy się zabrać. Pytanie brzmi, czy lepiej się zabrać dzisiejszego wieczoru i zostać rozszarpanym przez nie wiadomo co na wyspie, bądź zgubić się w ciemnościach? Czy spać w porcie i poczekać do rana ? I jak z autostopem... Gdzie go łapać ? Tutaj przed wjazdem na prom, czy na wyspie ? Takie pytania nam się nasuwały, nie mając żadnej wiedzy co może się znajdować po drugiej stronie wielkiej wody. 



Zostajemy-zdecydowaliśmy, w porcie jest całkiem przyjaźnie,dużo ludzi przyjeżdża, niemalże nie kończą sie korki ze wzgórza nie grozi nam tu niebezpieczeństwo, zawsze można kogoś poprosić o pomoc. Problem tylko w tym, że nie ma za bardzo gdzie spać, w około skały, przy wodzie lepiej nie spać powód ? - Komary.
Ale jest mini restauracyjka, i taras z krzesełkami, to można tam w sumie usiąść jak na człowieka ucywilizowanego przystało.

Czas zjeść kolację. Tym razem będzie to zupka z proszku, grzybowa plus bułki. Tyle wystarczy. Jedyne czego mi trzeba to przegotowana gorąca woda. Niby mamy palnik, ale nigdy nie wiadomo czy w głuszy na wyspie nie będzie nam potrzebny gaz. Skoro mamy restaurację to po co marnować.

Idę do ekspedientki pytam się o przegotowaną wodę. Nie ma.... jasne... nie ma.
- A z czego w takim razie robicie kawę czy herbatę ? 
- No z wody. 
- To czy mogę prosić trochę takie gotowanej ? 
- To kosztuje.
- Ile
- Tyle co kawa
- Ale ja nie chcę kawy, prosiłabym samą wodę. 

No i się w końcu doczekałam przegotowanej wody zjadłam kolację. Skorzystałam również z tego, że klienci wchodzą do toalety za free. Pan X wypił resztki Coli a ja wdzięcznym krokiem podążyłam w stronę toalety z tą że butelką. Obmyłam twarz... uuu ale mam soli na twarzy po tych kąpielach. Napełniłam butelkę wodą i równie wdzięcznym krokiem zadowolona wróciłam do Pana X. Woda się przyda na śniadanko, do piciąaczy do umycia czegokolwiek.  

Około 22 zachciało mi się pić, więc wzięłam ta wodę z butelki do ust. Łyknęłam...... i myśłałam, że zwymiotuje.....  To słona woda! I to strasznie słona... Masakra!!!! Nie mamy wody.... Umrę z pragnienia!!! Jesteśmy w porcie, otoczeni mega słoną wodą, i nawet w łazience jest słona woda! Niemożliwe, że nie zauważyłam znaczka, ze woda nie nadaje się do picia!! 

Poleciałam do wolno stojącego toi toika.... też brak pitnej wody!!!! No to świetnie się załatwiliśmy. Jednym słowem nie mamy wody, przynajmniej do jutra rana, a kto wie czy na wsypie w porcie będzie pitna woda skoro tutaj jej nie ma. 
Oczywiście w sklepie była do sprzedaży. 20 zł za małą buteleczkę 0,5 litra... Ale nie... aż tak zdesperowani to nie jesteśmy. No trudno, przeżyjemy bez wody. Zawsze możemy kupić sobie kawę czy jakiś sok, póki otwarta restauracja. I tak bez wody przyszło na przeżyć kolejne 15 godzin. 

I tak naprawdę dopiero w takich momentach człowiek uświadamia sobie jak ważne są te podstawowe elementy życiowe. Na co dzień mamy poczucie, że to normalne zwyczajne, że woda jest była i będzie. Dopiero jak nam jej brakuje doświadczamy co to znaczy być bez wody. 
I my się o tym właśnie przekonaliśmy, nie żeby po raz pierwszy w życiu, ale sytuacja w tym momencie była dość nieciekawa. Woda była nam praktycznie do wszystkiego potrzebna w takich obozowych warunkach, do picia, do umycia rąk, do przyrządzenia potrawy, do umycia siebie, włosów, do umycia zębów, sztućców, czy do czegokolwiek co się pobrudziło. Mega słoną wodą raczej się większości z tych rzeczy nie da zrobić. Ugh.

0 komentarze:

Prześlij komentarz