niedziela, 7 marca 2010

Pierwsze w życiu przymusowe nocowanie na lotnisku w Bergamo, Włochy

Wracając z Madrytu do Polski, miałam przesiadkę samolotową na lotnisku we Włoszech, Bergamo koło Mediolanu. A to dlatego tak,żeby było taniej. Tymże sposobem za lot do i z Madrytu zapłaciłam 2 euro ( Madryt - Bergamo - Kraków) Różnicą było to, że trzeba było się przesiadać. Aby było bezpieczniej stwierdziłam, że pozamawiam loty w odstępie przynajmniej jednego dnia. Dlatego też z Madrytu do Bergamo był lot ok 20, a z Bergamo do Polski o 9 rano. W ciągu nocy miałam spać u tego samego hosta u którego spałam w drodze z Polski do Madrytu i który się okazał bardzo fajnym człowiekiem. Umówiłam się z nim tak. Zresztą sam zaoferował, że może po mnie przyjechać i mnie odwieźć rano na samolot.

No to wysłałam mu wiadomość na couchsurfingu, że przylatuję z powrotem z Madrytu. I przyleciałam. Wysłałam smsa, że jestem. A tu cisza... świetnie. Moja wiadomość chyba nawet nie doszła. Nie mam żadnego kontaktu. Nie wiem gdzie jestem. Godzina 21, na dworzu już ciemno, nic nie widać. Szukanie jakiegokolwiek hotelu na zewnątrz mija się z celem, i tak w tych ciemnościach pewnie bym żadnego nie znalazła. Przeszłam się przez korytarz na lotnisku w celu rozeznania się w beznadziejnej sytuacji w której tkwiłam. Było całkiem gorąco nadal. Każde przejście w tą i z powrotem korytarzem chyba stawiało mnie w coraz gorszej pozycji, bo czego innego się spodziewać we Włoszech jak nie Włochów. Także budziłam niemałe zainteresowanie, co nie było dobre bo będąc samemu tam i tak się pokazując narażałam się na pewne niebezpieczeństwo, a że nie wyglądam jak Hulk Hogan a raczej jak mała bezbronna istotka, to spotykając jakiegoś psychola mogłabym być od razu pokonana , porwana czy coś w tym stylu i miałam to bardzo jasno narysowane w swej świadomości.

Póki jeszcze nie było późno to można było siedzieć w jakimś barze i coś jeść, co też zrobiłam gdyż dawno nic nie jadłam z nadzieją, że znowu zjem włoską pizze. Kupiłam sobie też trochę zapasów na noc. Gorzej było kiedy zamknięto wszelkie możliwe bary i kafeterie. Minęło sporo czasu, a mojego hosta jak nie widać tak nie widać. Znalazłam dostęp do Internetu, był pieruńsko drogi. Za 1 euro można było używać Internetu przez 3 minuty. Ale doszłam do wniosku, że tyle mi powinno starczyć na sprawdzenie konta couchsurfingowego i czy mój host mi coś tam odpisał, a co więcej czy się w ogóle dziś tam logował i mnie olał brutalnie czy rzeczywiście coś go zatrzymało. Okazało się, że się logował, i to całkiem nie dawno grrrr...... No to miałam czarno na białym, że na pewno już po mnie nie przyjedzie. Wpadłam na 2 wyjścia :
-Napisałam do mojego drugiego hosta ( bo zazwyczaj najlepiej mieć dwóch w jednym miejscu w razie czego) ale ten mój drugi host to był nie tak do końca umówiony, i w sumie wyjaśniłam mu co i jak i w jakim jestem położeniu, no ale niestety jakoś moja siła perswazji nie zadziałała, w sumie z mojej winy bo się trzeba było wcześniej konkretniej dogadać.No cóż....
- Drugie to poszukać tak zwanego Emergency Couch, czyli łóżka, miejsca do spania na ostatnią minute. Myślę, że ludzie by na pewno pomogli, zawsze w takich sytuacjach pomagają. Ale z drugiej strony była już godzina gdzieś koło 11 to zanim taki ktoś by dotarł na to lotnisko i zabrał mnie stamtąd to wylądowałabym w domu o godzinie 1 czy 2, a rano musiałabym wstać o 6 czy 7 aby z powrotem dotrzeć na to lotnisko. Tym gorzej jakby to był ktoś bez samochodu i musiałabym się tłuc jakimiś autobusami nie wiadomo gdzie jeszcze.

No to jedyne wyjście które mi pozostało, to spać na lotnisku. Mając w świadomości, że nie mam zielonego pojęcia jak to się robi i gdzie, to postanowiłam jak to się mówi "podążać za tłumem" dlatego obserwowałam ludzi jak się zachowują i co robią, którzy zamierzają spać na lotnisku i tak dalej. W sumie jakby nie patrzeć nie miałam nic innego do roboty, nie miałam żadnej książki do czytania, nikogo do pogadania no po prostu jakaś masakra siedzieć, bez celu i nie mieć co robić. Szukałam więc dobrego miejsca do spania. Ludzie tam byli profesjonalnie przygotowani jakieś karimaty namioty, a ja co ? Nie mam nic :D No to poszłam sobie usiąść na krzesła, ale z powodu poręczy nie było to dobre miejsce do spania.

Jednak jakby się nie chciało, to jeśli człowiek chce spać, to musi przynajmniej być w pozycji poziomej wyprostowanej, chyba że jest bardzo zmęczony, albo bardzo pijany to w każdej pozycji zaśnie. Ale ja nie byłam ani bardzo zmęczona ani bardzo pijana. Byłam przestraszona, nie tyle, że będę musiała spać w niekomfortowych warunkach, co tyle, że nijak do tego nie jestem przygotowana ani fizycznie ani psychicznie. I w dodatku sama, z bagażami gdzie wokół czai się mnóstwo włochów zastanawiając się pewnie co robi tu ta blondynka sama.... Dzięki temu mój poziom adrenaliny był tak wysoki, że uniemożliwiał mi cokolwiek a już na pewno spokojnie zaśnięcie.

Także, ubrałam się w moją skórzaną kurtkę z milionem kieszeni, wszystko co cenniejsze powkładałam do nich , na wypadek gdyby mnie chcieli okraść to przynajmniej będę to czuła. W pozycji siedzącej na krześle położyłam (a raczej zgięłam w pół) się na moim plecaku (też ze względów bezpieczeństwa) i jakoś po 3 godzinach zanudzania się kiedy adrenalina zmęczyła mój organizm około godziny 1 poszłam spać. Wszyscy inni czekający zrobili to samo więc nie było aż tak źle... Jednak mój błogi sen jeśli można to tak nazwać w tych warunkach nie trwał za długo bo po godzinie po 2 ekipa sprzątająca wszystkich wybudzała, każąc się przemieścić na stronę bardziej wyjściową z lotniska.Bo tą część sprzątają i zamykają.

Ludzi było tyle, że prawie nie starczało miejsca na ziemi. Mi się udało zdobyć krzesło, a inni leżeli normalnie na ziemi. Wyglądało to trochę jak przytułek dla bezdomnych, chciałam zrobić zdjęcie, ale bałam się wyciągać aparat, żeby mi go znowu nie ukradli. Pomimo, że miałam krzesło to było ono mega nie wygodne i nie dało się na nim spać. Musiałam więc wyjąć mój jedyny ręcznik rozłożyć na ziemi i się na nim położyć. Jakiś sweter posłużył mi za poduszkę, a szalem przykryłam się. W nowym miejscu było trochę zimno bo na przeciwko były drzwi wejściowe i wiało chłodem. Leżenie na ziemi nie było za przyjemne ani miękkie, ale byłam tak zmęczona, że szybko zasnęłam. Oczywiście mój sen znowuż nie trwał za długo bo ledwo udało mi się zasnąć a ok godziny 5 zaczęto nas budzić i przepędzać z ziemi argumentując, że zaraz będą przychodzić ludzie i ma tu być miejsce do chodzenia. Poszłam więc usiąść na krzesło na którym siedziałam za pierwszym razem, i starałam się usnąć na siedząco. Niestety już nie dało rady..... Siedziałam więc taka na wpół zdechła czekając na ten samolot do Polski, który miał być za 3 godziny. I tak siedziałam i siedziałam, aż w pewnym momencie coś poprawiło mój humor.

Siedząc tak, oczywiście obserwowałam ludzi siedzących obok mnie aby wyczaić czy są oni bezpieczni i mnie nie okradną i nagle dwóch chłopaków siedzących po mojej lewej stronie zaczęło coś mówić po polsku. Ja taka niedospana, rozespana wyłapałam to, ale nie byłam pewna czy aby na pewno był to polski język. To było jak taki cud nad Wisłą czy so innego podobnego, pierwszy raz od dwóch tygodni słyszę język polski...aż dziwnie mi brzmial. Popatrzyłam się na nich i czekałam, aż znowu coś powiedzą. Cisza...... Hmmmmm...... pomyślałam sobie, jak tu ich skłonić do tego żeby coś powiedzieli. Wpadłam na ciekawy pomysł.

Wymyśliłam, że wyjmę moją kartę pokładową na samolot, na której są zamieszczone gigantycznymi literami skróty państw, imię i nazwisko pasażera i będę udawała, że sprawdzam o której godzinie mam lot niechcący pokazując im to ogromne PL. Gdyby byli z Polski to się odezwą, a jak nie no to się nie odezwą. Jak pomyślałam tak zrobiłam. I był to rewelacyjny pomysł. Od razu się zaczęło :
- Ty jesteś z Polski ? - zapytali
- Tak. :)))))) Uśmiechnęła się dusza moja.

Okazało się, że koledzy byli na Sycylii na wakacje i wracają do Polski, (byli z Warszawy) tym samym samolotem. No i od tamtej pory trzymałam się z nimi dla bezpieczeństwa i towarzystwa. W samolocie, i w Krakowie cały dzień spędzaliśmy razem gdyż moja hostka była dostępna dopiero wieczorkiem ..... Ciekawe było takie poczucie, gdy wstąpiliśmy do restauracji i zamówilismy obiad za 30 zł .... Co to jest 30 zł w stosunku do hiszpańskiego 15 euro heh.... Nie czuć marnotrastwa pieniędzy.

Po przespanej nocy u mojej hostki planowałam wstac wcześnie rano aby isć łapać stopa do Bydgoszczy.
No ale trochę mi to nie wyszło, i zanim dotarłam na końcowy punkt Krakowa była godzina jakoś 13.00 A mając w głowie że do Bydgoszczy z Krakowa z przesiadkami się jedzie prawie cały dzień to wątpliwe było to ażebym dotarła tego samego dnia. No ale stanęłam na przystanku z karteczką "OLKUSZ" , tak na początek , który znajduje się około 30- 50 km od Krakowa, słoneczko trochę grzało więc byłam nawet zadowolona bo troche wymarzłam w nocy. Ludzie na przystanku patrzyli na mnie z zaciekawieniem. No i po jakimś czasie zatrzymał się samochód. Starszy Pan.
- Mogę panią zabrać do tego Olkusza. A gdzie pani dalej jedzie? - zapytał już w samochodzie.
- Do Częstochowy - odpowiedziałam. Gdyż z praktyki wiem, że jeśli się ktoś nie pyta to lepiej od razu nie mówić swojego miejsca ostatecznego, tak w razie gdyby z jakiś powodów trzeba było wydostać się z samochodu, i aby nie wyszło , że się ucieka.(taki savoir vivre autostopowy heheh)
- A dalej ?
- Do Łodzi. - Wymieniam po kolei większe miejscowości na naszej głównej drodze krajowe numer uno.
Po krótkiej rozmowie, która miała zapewne wnieść trochę zaufania Starszy pan zapytał.
- A jaki jest punkt docelowy ?
- Bydgoszcz - w końcu mu powiedziałam , skoro taki zainteresowany.
- Oooo... A ja jestem z Łochowa (kawałek za Bydgoszczą) To mogę Panią do Bydgoszczy zabrać. (ciekawe, że nie zwróciłam uwagi na tablice rejestracyjne pojazdu wcześniej)
- Zobaczymy - pomyślałam i powiedziałam na głos heheh...

Ogólnie Pan wydał się mega przemiły i mega interesujący opowiadał mi o swoim życiu, mieliśmy z dwie przerwy na coś do jedzonka. Zafundował mi kawę i frytki, chociaż odmawiałam.
Opowiadał o swoich podróżach i jak okazało się po 2,3 godzinach że to co mówi jest wiecznie interesujące to mu powiedziałam, że może mnie zawieźć do samej Bydgoszczy to posłucham jego niesamowitych opowieści. ( jakie to czasy nastały kiedy człowiek jest wybredny nawet w kierowcach od autostopu hehe)
Z tego co dzisiaj pamiętam.... a jest tego niewiele niestety bo nie zapisywałam jeszcze tego to dowiedziałam się:
- o nim i o jego żonie, że zawsze lubił podróżować, a jego żona nie bardzo.
- że zabrał ją kiedyś na wycieczkę objazdową za granice to ona wolała odpoczywać a on zwiedzać.
- że pojechali kiedyś do Turcji , i porwali ją prawie jacyś Turcy i chcieli ją sprzedać, i opowiadał o tym jak się komicznie z nimi bił o żonę, i jak go otoczyli i co nalezy w takiej sytuacji robić.
- Jak im kiedyś zabrakło płynu chłodzącego za granicą w samochodzie i musiał iść na piechotę wiele kilometrów w upale, i jak spotkał polaków to mu nie chcieli za free pomóc tylko żądali ogromnej ilości pieniędzy za trochę płynu.
- Że on uważa, że jeśli chodzi o żeniaczkę to kobiety ze wschodu są najlepsze, bo mają dobrą dusze ( po części mogę się zgodzić bo znam parę takich)
- że zawsze jeździ tą drogą szybko i dostaje mandaty, a że wiezie mnie to jedzie wolniej, i może nie dostanie mandatów, i że dzięki temu nie zatrzymała go jeszcze ani razu policja i że mu przynoszę szczęście hehe...
- więcej nie pamiętam ale było tego dużo i ciekawie...
W Bydgoszczy zostałam wysadzona aż pod samym domem heheh... i o godzinie 20.00 Więc pięknie, miałam szczęście , że pierwszy kierowca i aż pod sam domeczek w niecałe 6,7 godzin. :))