niedziela, 27 czerwca 2010

Chorwacka Pula i o tym jak sobie poradzić z ładowaniem sprzętu bez źródeł prądu

Tak naprawdę naszym głównym celem nie było wcale wymienienie pieniędzy choć to również, ale zwiedzenie miasteczka, zapoznania okolicy i zrobienie ewentualnych zakupów na dalszą drogę. Doszliśmy do wniosku poprzedniego wieczoru, że tak w sumie to nie pasuje nam tam miejscówka i zmieniamy ją, szkoda tracić czasu.





Wyszliśmy do miasta z wszystkimi cenniejszymi rzeczami, wodą i pieniędzmi zostawiając nasze bagaże w restauracji nadmorskiej. Nadszedł czas podładowania sprzętów a pewnym źródłem prądu za granicą jest zawsze McDonald. Po wymianie pieniędzy weszliśmy więc do niego , odnaleźliśmy kontakty i bezczelnie się do nich podłączyliśmy z naszymi komórkami i aparatami fotograficznymi.Aby nie marnować czasu, siedząc nic nie robiąc i gapiąc się tylko na siebie jak wół na malowane wrota to zamówiliśmy to niezdrowe jedzenie. I tak ok godzina dwóch nam minęła na siedzeniu w McDonaldzie i doładywaniu sprzętu.

Miasteczko same w sobie, sądzę, nie warte zwiedzania. Coś na kształt mini Aten, jakieś łuki triumfalne, kolosea i inne takie.






Także podążając za pierwotnym planem opuszczenia tego miejsca udaliśmy się najpierw do informacji turystycznej, gdzie zapytaliśmy się o cenę i godziny odpływu promu z miejsca oddalonego o całkiem sporo kilometrów od nas zwanego Brestova, który miał się udać na wyspę Cres. Potem do marketu na zakupy, z powrotem na plażę po nasze torby i znowuż z powrotem w okolicę marketów by łapać stopa w stronę Labina i naszego portu w Brestovej( Punkt H - I na mapie mniejszej)

0 komentarze:

Prześlij komentarz