sobota, 26 czerwca 2010

Pierwsza Chorwacka Plaża w Puli i nauka wychodzenia z wody po skałach

Chorwacja jest bardzo ładna. Już sama w sobie, a kiedy popatrzeć na architekturę to można nacieszyć oko przyjemnymi widokami.


 Koledzy, którzy nas podwozili wywieźli nas od razu na plażę, rzekomo najładniejszą w całym chorwackim miasteczku Pula. Czy ja wiem czy ta plaża była aż taka ładna... Same skały. Nie ma piasku, w Chorwacji, szczególnie północnej części zwanej Istrią nie znajdzie się piaszczystej plaży. Jedynie skały, kamienie bądź w szczególnie sprzyjających warunkach można znaleźć małe kamyczki jako plaża.









Strasznie te skały były niewygodne. 

 - PO PIERWSZE Aby leżeć i się poopalać, to oprócz ręcznika trzeba było mieć coś twardego pod spód aby nie czuć nie równości kamienistych. W naszym przypadku były to karimaty. Karimaty się trochę poniszczyły i podarły z tego względu, że rzadko kiedy można było znaleźć odpowiednio dużą płaską powierzchnie do leżenia. 

- PO DRUGIE Kamieniste półki oznaczały przymus wskakiwania do wody, co w przypadku kobiet może być trochę trudne. Jednakże Pan X instruował mnie jak wchodzić aby bezpiecznie wejść i nie zostać zjedzonym przez jeżowce, takie małe kolczaste czarne stworki które są poprzyczepiane do ścian a ich kolce parzą. 

- PO TRZECIE Kiedy już się przemogłam i nauczyłam wskakiwać do tej wody to znowuż za każdym razem się jakoś tak odbijałam, że raniłam sobie bose stopy. Kiedy wychodziłam z wody doprawiałam sobie je tylko o ostre krawędzie skał i w ten sposób moje stopy ciągle wyglądały straszliwie, dzięki Bogu Pan X zawsze leciał mi na ratunek ze swoim sprzętem medycznym :))))

- PO CZWARTE wyjście z takiej wody to nie lada wyczyn. Fale (przypływ i odpływ) są na tyle silne, że tuż przy brzegu tzn. półce skalnej najbardziej nas obezwładniały i popychały na skały. Trzeba było uważać aby czasem nie dotykać tej półki skalnej, bo tam czaiła się chmara wygłodniałych jeżowców, no ale jeśli nie ma normalnego brzegu to jak do licha wyjść z wody nie dotykając skalistej półki, która była jedynym możliwym sposobem. O ile wskoczyć do wody nie było tak trudno o tyle już wyskoczyć na ląd z wody to niemalże mission impossible. Pan X kazał mi szukać mniejszych podwodnych skał, abym oparła swe nóżęta na nich i mogła się wygramolić z tej wody jakoś omijając zwinnie jeżowce. Jednym słowem mówiąc wyjście z wody to strata 50 % energii życiowej i zawsze po tym nie było siły na nic.




1 komentarze:

Anonimowy pisze...

bos debilka ..na bose nogi...brr hahaha

Prześlij komentarz