wtorek, 16 lutego 2010

Różnonarodowo w Toledo !




Któregoś to dnia mojego pobytu w Madrycie (wrzesień 2009), doszłam do wniosku, że szkoda marnować czas. Jest piątek, w sumie widziałam już większość rzeczy w Madrycie, w niedziele mój madrycki host chciał mi pokazać rynek.W poniedziałek miałam lecieć do Barcelony na jeden dzień, a we wtorek już z powrotem do do domu, z przesiadką we Włoszech. Także został mi jeden dzień do wykorzystania - sobota - .


Aby maksymalnie wykorzystać czas pomyślałam sobie, że fajnie byłoby pojechać do Toledo, bo jest ono nie daleko Madrytu i podobno warto jest zwiedzić. Zaszłam więc owego piątkowego dzionka na stacje główną pociągów i wszelkich innych możliwych rzeczy aby się dowiedzieć jak się do tego Toledo dostać. 

Ogólnie gmach tego był wielki i kilku piętrowy, a czegokolwiek informacji na temat pociągów nie widać .... ech. I żadnych angielskich wskazówek.... ech .. No to jedyne co mi przyszło zapytać się kogoś gdzie tu jest informacja. Ale jedyne co się dowiadywałam to to, że nikt nie mówi po angielsku ech ... Zdenerwowana wbiłam się do jakiegoś pomieszczenia gdzie ktoś siedział i pytam się o ta informacje , każdy mnie odsyła do następnego biurka bo nie mówią po angielsku... hahah.... jaka porażka, zupełnie jak w Polsce (idź pan tam , tam będą wiedzieli) 

Kiedy w końcu wylądowałam przy anglojęzycznym biurku, pan mnie zapytał o numerek.
- Panie ja nie chce numerka, ja chce wiedzieć gdzie dworzec PKP, jakaś informacja na ten temat cokolwiek
- Ale gdzie ma pani numerek, 
- Ale ja nie w sprawie żadnego numerka, no po cooooo mi pan jakieś numerki wciska - pomyślałam sobie.
- Ale musi mieć pani numerek.....  
Oooooo.....po 5 minutach wymiany bezsensownych zdań mój poziom irytacji dosięgnął szczytu. A pocałuj się pan w oko... sama sobie znajdę. I wyruszyłam dalej. Świetnie jest ogólnie się poruszać po Hiszpanii nie znając języka hiszpańskiego.  

W końcu ktoś mi wskazał które to dworzec. Nie dziwię się, czemu nie mogłam tego znaleźć.




Ogólnie to dżungla!!! Ale świetny pomysł :) Dżungla na dworcu  :D

Znalazłam kasy i..... rozkminiłam o co chodziło z tymi numerkami, którego pan żądał ode mnie poprzednio gdzieś tam. Numerki te drukowane były automatycznie z maszyny dla każdego kto w ogóle chciał podejść do biurka i się o cokolwiek zapytać. No to genialna jesteś Iza - pomyślałam sobie- nie dość, że nie miałaś numerka to jeszcze się chamsko wbiłaś w kolejkę hahaha... cala ja  :D Dlatego tym razem postanowiłam zrobić to bardziej po ludzku i poczekać na swoją kolej.

Dostałam ulotkę informacyjną na temat godzin odjazdów oraz wyjaśnienie że w weekendy najwcześniejszy jedzie o godzinie 9.30 bodajże, ale że należy przyjść wcześniej i kupić żeby były miejsca. Nie do końca zrozumiałam o co temu panu chodziło kiedy mówił o tych wolnych miejscach, bo tak średnio po angielsku mówił i nie do końca rozumiał milion razy powtarzane przeze mnie pytania. Przekonać się o tym miałam jednak dopiero następnego dnia.  

O godzinie 19 wróciłam więc do domu, cala radosna i przeszczęśliwa, że się czegoś dowiedziałam. Chciałam wyciągnąć hosta na tą wycieczkę, ale on stwierdził, że to jest nudne... heh. Wszystko dla niego było mega nudne. No to co tu zrobić, samemu to tak trochę może być nudne jechać, nie wiadomo jaka droga , zresztą w całej tej podróży oprócz czasu spędzonego z hostami byłam sama i czasem jednak przydałoby się jakieś towarzystwo na czas tak zwany "niezręczny". Ale tak sobie myślę, godzina 20, wyjazd jutro o 8, kogo ja o tej godzinie wynajdę? A jednak wpadłam na genialny pomysł !! Napisałam na couchsurfingu na grupie madryckiej i toledo, że poszukuje oprowadzacza w toledo i  kompana do podróży na jutro rano i że to pilne i od razu podałam swój numer telefonu aby się kontaktowali nawet nocą :) A co mi tam. I ku mojemu zdziwieniu, bo w sumie nie miałam nadziei , że się ktokolwiek zgłosi tak późno, odezwał się jeden kolega - Brazylijczyk mieszkający w Madrycie, chętny także jechać zwiedzić Toledo. No to świetnie, szczegóły dograliśmy przez skype'a. Sobota 8:30 umówieni przed kasami, żeby kupić bilet na 9:30. Znaleźli się także inni chętni, kolega z Wenezueli przebywający w Madrycie zaoferował, że może do nas dołączyć w Toledo i z powrotem nas odwieźć samochodem, więc nie mamy kupować biletów powrotnych na pociąg. Świetnie!! W ciągu nocy mój telefon jeszcze kilka razy pikał, zgłosiły się tez jakieś dziewczyny, ale w późniejszym czasie zaginęły gdzieś w akcji, więc już nie zaprzątałam sobie nimi głowy. W końcu 3 ludków wystarczy do towarzystwa :)  

Noc ogólnie była straszna, bo byłam tak tym podekscytowana, że nie mogłam zasnąć. Musiałam tez wstać o 6 żeby się zdążyć wyrobić, coś przekąsić (bo to nigdy nie ma czasu na jedzenie hehe) i dotrzeć do tej stacji. 
No i ogólnie zdążyłam. 8.30 czekam na mojego brazylijskiego kompana.... 8.40 .... 8.50 ..... Nie ma go, dzwonie. Zaspał!! Grrrr..... Zdąży dopiero na 11. No dobra to trzeba będzie poczekać. 
Poszłam więc sama sobie kupić bilet, na pociąg już nie o 9:30 a o 10:30 skoro on i tak nie zdąży na ten pierwszy. I co się dowiaduje??? 
- Nie ma już miejsc... 
- No jak to nie ma miejsc? Hahaha... Takie pojęcie w moim słowniku nie funkcjonuje.
- Normalnie nie ma już miejsc. 
- A czy są jakieś jeszcze inne godziny odjazdów gdzie są wolne miejsca?
- Nie ma. 
- Jak to nie ma ? Przez cały dzień nie ma wolnych miejsc w pociągu do Toledo, który jeździ co   
  godzinę????!!!!!!
- Są dopiero o 12:30. 
- O Boże.... no o to mi chodzi. To się dogadaliśmy :D To poproszę jeden bilet. 

Co ciekawe, pan w kasie kompletnie nie rozumiał słowa "zniżka" (w ogóle mało co rozumiał) Starałam się mu wytłumaczyć, że jestem studentką i że przysługuje mi zniżka. Oczywiście nie wiedział o co chodzi, a jak już wiedział  mniej więcej to stwierdził, że nie mam zniżki. Więc co się robi jak przekaz ustny zawodzi ?Stosuje się inny przekaz np pokazowy :) Dlatego wyjęłam moją kartę studencką euro26 i mu ją pokazałam, że jestem pewna, że na to mam zniżkę. Oczywiście w ogóle tej karty nie znał (bo tylko ISIC znał) ale jak zobaczył takiego czerwonego ludzika ten znaczek na tej legitce to stwierdził, że tak mam zniżkę, bo hiszpańscy studenci, którzy mają legitymacje też maja na niej ten znaczek i też mają zniżkę.Hahahah.... żeby było śmieszniej, wyprzedzając trochę fakty, mój brazylijski kompan miał legitkę ISIC i nie dostał zniżki. Niby nic takiego, ale ja zapłaciłam za bilet 7 euro(30 zł), a on 11euro(50 zł) heheh.

Godzina 10.00 do 12.30 trochę czasu, nie opłaca się wracać. Co by tu porobić..... 




Pozwiedzałam dworzec bo był bardzo ciekawy i  postanowiłam zjeść coś normalnego. O dziwo w knajpce mieli angielskie menu z jakimiś ludzkimi potrawami Alleluja :) Miałam już serdecznie dość hiszpańskich śniadań , które serwował mi mój host, czyli samych słodkości. Nie jadło się chleba, tam chyba nawet nie ma takiego chleba w postaci której my jemy, jedynie są bagietki. Mój host nie miał bagietek, jedliśmy codziennie coś na kształt ciasta - rolady. Przez to po powrocie do kraju przynajmniej przez miesiąc musiałam kupować sobie ciasto roladowe,bo brakowało mi tego smaku tak się przyzwyczaiłam tam.

Zamówiłam ziemniaki, i jajko smażone z boczkiem na chlebie. Pierwszy raz od tygodnia coś ludzkiego jem heheh. :) Wyglądało smakowicie. Ciekawym dodatkiem było to,że do każdego posiłku serwują dwa napoje, co dla mnie jest totalną bzdurą. Do kawy dostałam sok heh.




I tym sposobem wybiła godzina 11 i zjawił się mój brazylijski kompan . :) Okazało się, że przez to, że ja kupowałam bilety wcześniej a on później, to ja miałam miejsce w pierwszym wagonie a on w 24 hahahah. I trzeba było kombinować, żeby razem siedzieć bo wszystkie miejsca były zajęte. 

Pociąg był bardzo ładny. Z zewnątrz i w środku. Materiał na nagłówkach był każdorazowo zmieniany :) A siedzenia bardzo komfortowe. 




 


Pociąg jechał bardzo szybko, jechaliśmy wzdłuż autostrady i widać było, że jedziemy szybciej niż samochody. Około 100 km przejechaliśmy w jakieś pół godziny. :) I wtedy przywitał nas przepiękny dworzec w Toledo .






Trafiłam tym razem na super hosta, przyjechał po nas samochodem i zawiózł do starszej części Toledo żeby nam ją pokazać. W jego zachowaniu było widać taka pasję i zaangażowanie w tym pokazywaniu. Opowiadał nam to i owo i bardzo dużo wiedział, w przeciwieństwie do poprzednich. Baaaardzo sympatyczny człowiek :) Zabrał nas na obiad do takiej klimatycznej knajpki i miał super pomysł, żeby kupić 3 różne posiłki i każdy sobie spróbuje po trochu każdego a ceną się podzielimy. I tym samym mogliśmy popróbować wszystkiego , i się najedliśmy do syta. I wyszło to niecałe 6 euro(25 zł) na głowę, co na warunki hiszpańskie jest bardzo malutko bo przeciętny posiłek kosztuje tam (12- 15 euro,50-60zł). W tym samym czasie dojechał do nas wenezuelczyk, więc było nas już czterech :)  

Moim ulubionym daniem stała się Paella. Czyli taka typowa potrawa hiszpańska złożona z ryżu, różnych warzyw, i zwierząt morski :D Można tam było znaleźć małże, coś na kształt koników wodnych hehehe... i inne takie dziwności. Aleeeż to było pyszne :))) 









 Innym daniem było jak to nazwał mój host " mięso z jelonka bambi" :D :D Co prawda smakowało tak trochę jak nasza wątróbka, więc nic specjalnego. No ale zawsze warto było spróbować :)

A tak wyglądali moi nowi znajomi, pozwoliłam sobie ich tu wkleić bo miałam z nimi naprawdę bardzo fajny czas w Toledo :)) Po środku mój host z Toledo, a po prawej Brazylijczyk.







Jeśli chodzi o Toledo to jest ono bardzo piękne i zabytkowe. Mieści się tez tam zamek Alkazar, który był akurat zamknięty. W mieście znajdują się budynki, w których oczywiście mogą zamieszkiwać ludzie, ale niewielu ich tam mieszka. Z tego co opowiadał host to wynikało, że ludzie mieszkają w tej nowocześniejszej części miasta. Ale niektórzy są tak zachwyceni, że kupują mieszkania w tej zabytkowej okolicy, co wychodzi najdrożej. Jednakże nie ma tutaj aż takich warunków do życia. Nie ma sklepów spożywczych takich typowych, są tylko restauracje, jakieś kafejki, jest jakaś uczelnia. Ale i tak po większość potrzeb czy rozrywek jeździ się do nowocześniejszej części miasta. Trzeba też dodać, że ta część miasta leży na wzgórzu i jest otoczona rzeką, więc dotarcie tam i wydostanie się stamtąd to nie lada wyczyn. 









Pod koniec dnia, nasz host zabrał nas samochodem  na punkt widokowy, i muszę szczerze przyznać, że gdybym nie podróżowała w ten sposób to zapewne nigdy bym nie dotarła tam gdzie udało się nam dotrzeć samochodem. Po prostu często jest tak, że tylko miejscowi wiedzą co warto i gdzie warto się zatrzymać. I dlatego kocham ta organizację.  


Widoki na różne części Toledo, zza rzeki :)

 










Usiedliśmy na murku, i dokładnie taki widok mieliśmy przez jakiś czas, rozmawiając o różnych sprawach i kulturowych róznorodnościach :)  Aż nadszedł zachód słońca.... i wtedy prawie umarłam ze szczęścia , że ten host tak to wszystko pięknie zaaranżował :))) 
Stwierdziłam, że to już koniec wycieczki, a tu nie... kolejna niespodzianka.Do ulubionego lokalu na piwko :)) W którym jak wszędzie się stało. O godzinie 21.00 się pożegnaliśmy, wręczyłam mojemu hostowi symboliczną buteleczkę polskiej żubrówki na prezent, z czego był przeogromnie zadowolony. I pojechaliśmy z Brazylijczykiem i Wenezuelczykiem samochodem do Madrytu.  Potem ten Wenezuelczyk pokazywał mi różne inne miejsca w Madrycie puby czy kluby. :))) Byłam megaaa zmęczona, ale taki fajny dzionek, że wart każdego zmęczenia.

0 komentarze:

Prześlij komentarz