środa, 18 listopada 2009

Kraków - Kolosy 2009

Nadszedł Piątek 13-stego, od samego rana okazał się jednak pechowy. Umówiłam się ze znajomą na autobus 65 co by szybko przedostać się na Most w kierunku Torunia i udać się do naszego celu, do Krakowa na Kolosy 2009 - Zjazd podróżników i Eksplorerów.

Teoretycznie jeszcze nie do końca wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi, zaraziłam się tą chorobą podróżowania dopiero w czerwcu tego roku, tym bardziej nie wiedziałam kogo można z "wielkich" tam spotkać.

Rozpoczęło się od tego, że mój budzik mnie nie obudził, obudziłam się 40 minut po czasie.No cóż godzina wyjazdu się przesunęła. Moja znajoma (nazwijmy ją Panią Z -aby nie ujawniać prawdziwej tożsamości, może sobie tego nie życzyć) stwierdziła, że limit pecha na Piątek 13-stego został wyczerpany.

Okazało się, że jednak nie do końca, ominęłyśmy przystanek na którym trzeba było wysiąść i trzeba było pedałować z powrotem, przez most i kij jeden wie jak daleko jeszcze za mostem . Ostatnim razem zostałam dowieziona tam samochodem, w myślach sobie mówiłam, że droga na pieszo to istne zabójstwo, w tym momencie przypomniałam sobie te myśli i mnie troszkę obawy wzięły czy oby nie zmęczę się już na samym początku.

Nie było tak źle, dotarłyśmy, zajęłyśmy strategiczne miejsce wyciągając karteczkę "ŁÓDŹ" . I po paru minutach zabrał nas ktoś do Torunia. Dobre i to.

Ciekawą rzeczą jest fakt iż wydawało mi  się na podstawie mojej ostatniej podróży tą samą drogą, że samemu jakoś to szybciej idzie.Mając doświadczenia w jeździe z płcią męską, samemu i teraz z płcią damską wyobrażałam sobie iż czas oczekiwania będzie zbliżony do tego podczas jazdy z płcią męska.

Do czego doszłam ?
Samemu czeka sie około minuty do 5
Z płcią męską czeka się długo godzinę, dwie
Z płcią damska czeka się podobnie jak samemu 10-15 minut.
To ciekawe....





Pierwszy kierowca
Był to specyficzny człowiek, jak prawie każdy który zdecyduję się kogoś podwieźć.Usiłował zabawiać nas rozmową, ale po jakimś czasie okazało się, że ma sposób bycia którym doprowadza ludzi do myślenia, że są głupi. Po wymianie paru zdań dowiedziałyśmy się, jakie studia warto wybrać a jakie nie, i że koniecznie w życiu trzeba być bogatym, a żeby być bogatym trzeba iść na dobre studia. A wszystko po to i dlatego, żeby za parę lat podróżować nie stopem a limuzyna i mieszkać w hotelach. Do owego miłego pana nie dochodziło nawet to, że są osoby które lubią troszkę inne sposoby życia i mają także inne wartości w życiu jak pieniądze - przykładowo szczęście. O tym szczęście Pani X usiłowała trochę powiedzieć owemu miłemu Panu, no ale niestety nie dochodziło do niego najwidoczniej.

Doszło do momentu kiedy opowiedziałam Panu X o tanich liniach lotniczych i że w dzisiejszych czasach rozprzestrzeniania się techniki, informacji usługi takie jak nie tyko linie lotnicze ale i pełno hotele symboliczne kwoty i że wcale nie trzeba mieć góry złota i pieniędzy aby cokolwiek pozwiedzać.

Wydaję mi się, że po przedstawieniu moich "mądrości" miły Pan się trochę zniechęcił do rozmowy ze mną i zaczął męczyć moją kompankę i współtowarzyszkę podróży. Rozmawiając z nią o różnych dziwnych i mniej dziwnych rzeczach, po czym płynnie przeszedł do tego aby udowodnić mi że wierzchołek hiperboli jest mega ważny w życiu codziennym i tłumaczyć mi że w ten sposób działają fale w telefonach komórkowych.
Nie istotne, że nie za wiele z tego zrozumiałam. Kiedy wysiadałyśmy w Toruniu odczułyśmy ulgę.

Szybkie przedostanie się przez Toruń, wyczajonym wcześniej już autobusem. Tym razem kartka na Częstochowę. Pół godzinki czekania zleciało jak z bicza trzasnął. Stwierdzam, że jak tak się stoi i gawędzi nie odczuwa się ulatującego czasu... I to jest piękne. Sama w tym przyjemność, czas nie istnieje. Nie istotne czy zostaniemy dowiezione za godzinę ,dwie, czy pięć. Ważne, że w ogóle i ze chociaż troszkę do przodu.

Drugi Kierowca
Całkiem młody mężczyzna, tajemniczy dość. Nie trzeba było z nim rozmawiać początkowo. Zmęczone poprzednim rozmówcą odetchnęłyśmy z ulgą.  Uff.. Pół godziny spokoju. Po czym się zaczęło , ale całkiem miło i nie tak dramatycznie. Kierowca, jak się potem okazało Krzysztof zaproponował nam podwózkę tylko do Łodzi. Wymieniliśmy parę zdań i siedzieliśmy w błogiej ciszy.

Tzn. dla mnie siedzącej z przodu nie było błogo. Pan Krzysztof  był przemiłym człowiekiem, troszkę nieśmiałym jeśli chodzi o rozmowy, a tym bardziej z kobietami (nie zauważyłam obrączki na palcu) ale w jeździe całkiem sobie nieźle radził. Powiedziałabym, że nawet za dobrze. Jechaliśmy zazwyczaj jakieś 130- 160 km/ h :D Fizycznie się nie odczuwało. Odczuwało się w momencie kiedy zbliżaliśmy się do kolejki samochodów przed nami i Pan Krzysztof nie nadążał hamować. Przy takiej prędkości nie dziwię się. Nie nadążał hamować, wiec trzeba było wyprzedzać, jadąc jeszcze szybciej. Nie straszne mu były zakręty, ciągle linie, czy nawet trawnik po prawej stronie. Zawsze wychodziliśmy z tego bez szwanku, z tym że moje stopy wciskały się w podłogę jakby chcąc nacisnąć na hamulec.

Oprócz tego, żeby było ciekawiej, Pan Krzysztof odbierał ciągle telefony, rozmawiał na tematy służbowe lub nie. Dosłownie co 2,3 minuty coś do niego dzwoniło, albo ktoś do niego dzwonił.Na początku krępował się  mówić o szczegółach przy nas, no ale chyba zdawał sobie sprawę z tego jak nas zabierał. Po parunastu rozmowach i ustaleniu mniej więcej sytuacji w jakiej się znajdował Pan Krzysztof doszłam do wniosku że :
- był on Przedstawicielem Handlowym zajmującym się gastronomią
- firma w której pracował rozwoziła między innymi sery/twarogi i w 3 różnych miejscach dostawa nie doszła, i Pan Krzysztof uczył nas włączając telefon na głośno mówiący jak powinno się kłamać aby udobruchać klienta.
-ciekawe jest to, że był Piątek a miejsca gdzie miały być dowiezione te sery miały potrzeby produkowania produktów w weekend, a nie miały z czego. Cudowna firma. :D Z pewnością wiele tych produktów zjadamy na co dzień.





Trzeci Kierowca
Zabrał nas po wydostaniu się na obrzeże Łodzi. Wsiadłyśmy instynktownie do autobusu aby podjechać parę przystanków dalej.I dobrze, przeczucie i tym razem mnie nie zawiodło. Dojechałyśmy na pętle, czyli na koniec.Na końcach zawsze się lepiej łapie przez to , że można wyeliminować tych kierowców którzy tylko się krecą po mieście, i być nastawionym na wyjeżdżających z miasta.

Zabrał nas jakiś starszy pan, strasznie starym samochodem. Szczerze mówiąc myślałam, że się rozleci. Ale nie, wyciągał jeszcze jakieś 120 km/h (Spoglądanie na szybkościomierz w samochodzie stało się chyba już moim nawykiem ) Zapytałam się starszego pana czy kiedyś, też jeździł stopem, okazało się, że tak ale to było dawno kiedy jeździło 5 samochodów po drodze i to raczej ciężarówki zabierały na pakę..... Hmmm... myślałam,że się doczekam ciekawej bujnej i interesującej historii, jak to zazwyczaj bywa. No ale się nie doczekałam (Jakoś słabi ci kierowcy-podróżnicy) tym razem.

Koło Dąbrowy Górniczej, Pan nas zwiózł z autostrady na Katowice, na drogę do Olkusza. Pomyślałam, że to niezbyt fajnie, gdyż my właśnie chciałyśmy przez Katowice, no ale cóż, zawsze jestem zdania że w autostopie to los ma pierwszy głos, i skoro żeśmy tu wylądowały to znaczy , że tak miało być. Poza tym z powrotem do autostrady niedaleko pod górkę, jakiś kilometr albo dwa.

No to wysiadłyśmy podziękowałyśmy. Idziemy patrzymy... duża ta ulica, nawet bardzo. Zatoczek w polu widzenia oka ani z jednej ani z drugiej strony. Hmmm... trzeba się przejść :D I oto przygodo witaj!
Idziemy poboczem nie tym co trzeba w jedną stronę (a może na piechotę dojdziemy, eheh..kto wie) Po jakimś czasie okazuje się,że przejścia nie ma bo mega błotko, no to trzeba przejść na środek, na pas zieleni.

Pewnie niektórzy mogą to uważać za dość obciachowe bądź co najmniej dziwaczne, zresztą ja bym się też zdziwiła jadać i widząc na środku pasów ruchu na pasu zieleni dwóch podróżników, z dala od miasta idących. jednakże dla mnie jest to element niezbędnej przyjemności. Zmienia się w tym momencie punkt widzenia, nie widzi się już jak pieszy tylko chodnika, ani jak kierowca drogi po której się jedzie. Jako autostopowicz widzi się całą powierzchnie ziemi , ze niezbędnymi elementami takimi jak trawa, chodnik, lub cokolwiek do w miarę sprawnego przejścia, linie pasów ruchu i pobocze a co najważniejsze jak robokop namierza się zatoczki wszelkiego rodzaju, lub miejsce w którym samochód ewentualnie mógłby się zatrzymać.

Ja zazwyczaj robię to tak, że szukam zatoczki i zastanawiam się czy będąc kierowcą w danym momencie i jadać tutaj w tym momencie zatrzymałabym się jeśli chodzi o techniczne uwarunkowania czyli samo miejsce, szybkość jazdy oraz psychiczne, czy nie bałabym się zahamować i zjechać tu pomimo że jest np bajorko woda albo same kamienie. Jeśli ocenię, że zdecydowałabym się to jest gut. A jak nie ma takiego miejsca to wszystko jedno, z doświadczenia wiem, że chcący zatrzyma się wszędzie , nawet na środku drogi na światłach alarmowych, jak to czynią na przykład tiry.

Wracając do naszego pasa zieleni, idąc tak przeszłyśmy jakieś 2 km po drodze napotkałyśmy na karetkę która przy nas zwolniła i przez megafon zakomunikowała " dokąd idziecie dziewczyny" Heh. To mi humorek poprawiło, jeszcze bardziej gdyby nas owa karetka wzięła. Jeszcze nie miałam okazji jechać karetką.

Szłyśmy i szłyśmy, a żadnej zatoczki, zjazdu nic... kurdeee... i gdzie tu teraz łapać... Hmmm... No nic łapiemy tam gdzie stoimy, wg zasady chcący zatrzyma się wszędzie. Wydaję mi się, że trochę czasu nam to zajęło. Nikt się nie chciał zatrzymać, robiło się ciemno (była dopiero 16!) . Piękny był zachód słońca i my... naładowałam się pozytywną energią i usiłowałam siłą myśli zatrzymać każdy przejeżdżający samochód. Niesamowite jest, że to często działa :) Jeśli moje myśli napotkają pole magnetyczne odpowiadającym im wibracjom czyli podobnym myślom to właśnie się dzieje to co sobie pomyślimy. I tak po jakimś czasie ktoś się zatrzymał. Czyli....

Kierowca Czwarty
A raczej dwóch knypków. Kierowca nie był zbyt ciekawy, jego kompan także, ale jak to ciekawie jest zapoznać się z różnorodnością warstwową naszego pięknego społeczeństwa. Panowie wracali z pracy na budowie, młodzi chłopacy, gdzieś w moi wieku może więcej. Wracali do Wieliczki przez Kraków.Jak miło :)
Poza tym, że jeden używał najpopularniejszego polskiego słowa jako przecinka co mnie po 3 minutach irytowało to byli całkiem zabawni. Kierowca zachwycał się swoim dość wiekowym autkiem i tym że mu go przerobili na gaz. To nic ,że śmierdziało mi tym gazem siedząc tak z tyłu, a spod drzwi piździło niemiłosiernie, ja ubrałam się przecież jak na zimę, a tu zimy niet, więc jak dla mnie to było nawet na rękę.


1 komentarze:

Anonimowy pisze...

mogłaś coś napisać jak na tych kolosach było;)

Prześlij komentarz