piątek, 21 maja 2010

O tym jak pewien włoch postawić nam hotel chciał i nie tylko..

Wiedeń. Dostaliśmy wskazówki którędy podążać w kierunku Graz. Okazuje się, że musimy przejść jakieś 5- 10 km ażeby dotrzeć do jakiejś stacji benzynowej na której będzie można coś łapać. W ogóle do głowy nam nie przyszło, że możemy z jakiegokolwiek miejsca to robić...

Idziemy  ulicą po jej lewej stronie, tak w razie gdyby coś miało w nas wjechać to przynajmniej zobaczymy ostatnie chwile naszego życia  :D Ulica nie wygląda na zbytnio przyjazną do ruchu pieszego, aczkolwiek jest już godzina 19.00 dlatego też mało co tamtędy jeździ. Co więcej jesteśmy bardzo zmęczeni, więc nasze procesy myślowe też działają na ostatnich szczątkach siły. Zauważyliśmy stacje benzynową jakieś 2 km od nas, więc żwawo idziemy.

Nagle po drugiej stronie ulicy ktoś krzyczy z samochodu.
- Do you  need some help ????
- Yyyy.... ???
- Do you need some help ???
- Yes !!! - ach zbawienie pomyślałam.
Koleś wskazał, że się zatrzyma przy najbliższym zjeździe a my mamy tam dobiec. Tak więc my jak te głupki małe nie myśląc wiele biegniemy.... biegniemy... z 10 kg plecakami biegniemy.... byle tylko nie odjechał.... do przebiegnięcia trochę jest ... Jeden, dwa spojrzenia na jezdnie... nic nie jedzie , no to biegniemy na przełaj przez autostradę, a kto by tam pomyślał o moście dla pieszych. Biegniemy... przeskakujemy przez barierkę... i jest hura zdążyliśmy facet na nas czeka :)))))))

Zaoferował, że nas odwiezie na stacje na której się rozchodzą drogi na Graz, i tam na pewno kogoś złapiemy. Opowiadał o sobie, jaki to on jest pomocny, jak to nikt nie chce jego pomocy, i jak bardzo się cieszy, że może nam pomóc. Tłumaczył, że przeprowadził się do Wiednia z  Włoch i robi tu niezły biznes, ma dwie restauracje. Od razu zaproponował nam posiłki czy nie jesteśmy głodni, ale z mojego punktu widzenia to pomimo , że może byliśmy głodni to byłaby to strata czasu, ciemno się robi trzeba poszukać logicznego miejsca do spania.... po ostatniej okropnej nocy w krzakach, nie chciałam znowuż tak spać.

Koleś ogólnie słabo mówił po angielsku, miałam często wrażenie, że mówię do niego a on i tak nie kuma o co chodzi. Rozmawiamy, rozmawiamy a on pytanie do mnie czy mieliśmy seks ? Uuuuu... sobie myślę, no tak typowe dla Włocha pytanie, oni tylko o jednym. Obróciłam całą sprawę w żart i mówię, że nieee... że jesteśmy zmęczeni, spaliśmy dzisiaj w krzakach mokrych w namiocie i ja w dodatku zamarzłam, to gdzie w takich warunkach seks. A on na to, że jesteśmy młodzi, powinniśmy się bawić, a nie zamarzać po krzakach.
I że jak chcemy to on to nam umożliwi. Hmmm.... Ale o co chodzi ? No on nam może umożliwić seks. Heh.
Wytłumaczył swoja łamaną angielszczyzną o co mu chodzi. Mianowicie to co ja zrozumiałam dopytując się jeszcze pięćset razy : On nam postawi pokój w hotelu, bo jesteśmy młodzi piękni i musimy się bawić i on jest taki pomocny , że chce nam pomóc, i że dzisiejszej nocy powinniśmy mieć ten seks. Zapytałam się więc jak on ten seks widzi, i czy to bez niego. Tak bez niego,  czy na pewno bez niego ? Tak tylko wy.... Ale najwidoczniej słowo "without you" nie dotarło zbytnio do niego, jak się potem okazało.

Facet gadał, gadał i tłumaczył jak on to widzi i że w dodatku da nam po 100 euro, żeby nam się podróż udała i żebyśmy mieli radość z życia. I że nawet może nam pracę w Wiedniu załatwić jak chcemy, i że jak będziemy jeszcze tamtędy przejeżdżać to się możemy u niego zatrzymać i czego on to nie obiecywał.

Z jego zachowania, mowy ciała i innych czynników wydawało mi się to jakieś podejrzane i nie byłam do końca pewna czy umówiliśmy się dokładnie na to samo czyli, że on nam kupuje pokój w hotelu, żebyśmy mogli się pobawić i mieć ten sex hahahhaha.... No pytając się go czy chce coś w zamian stwierdził, że nie, że on chce pomagać, tym bardziej wydało mi się to podejrzane bo kto tak bezinteresownie na tym świecie pomaga.. tym bardziej Włoch z jego gorącą i płomienistą mentalnością. Tym bardziej wydało mi się to podejrzane gdy zaczął mówić, że w sumie mógłby nas zawieźć do Graz... ale on tam nie ma gdzie spać... i w ogóle... Yyy... no to o co kaman, po co nam to mówi.... mamy mu nocleg postawić czy co ?

W końcu się zgodziliśmy na ten pokój "bez niego" byliśmy już tak zmęczeni tymi wędrówkami przez Wiedeń i poprzednią nocą, że było nam wszystko jedno. Weszliśmy do sklepiku zrobić zakupy, to znaczy on kazał nam wybierać co tylko chcemy. Po raz kolejny mi się to wydawało podejrzane, dlatego ja nic nie chciałam, Pan X natomiast zaczynał wybierać najdroższe piwa i inne pierdoły. Włoch zapłacił za nas, kupił nam nawet vouchery na śniadanie. Wyszło mu to jakieś 300 euro za nas o ile dobrze pamiętam. Dostał klucz i nas prowadzi do pokoju. Hmmm.... idziemy idziemy... idziemy... dlaczego nie dostaliśmy pierwszego z brzegu tylko gdzieś na zadupiu :> ??? To dziwne.... Wchodzimy, są dwa łózka, komoda, łazienka, i plazma na ścianie, nic szczególnego. Łazienka była ładna tylko, a reszta taka typowa jak w przeciętnym hotelu.

Stoimy więc w środku, bo nie było nawet gdzie usiąść jak nie na łózkach. A my tacy brudni szkoda było brudzić tą śnieżno białą pościel.... i stoimy i gadamy. Ja kurde taka zmęczona, że najchętniej to już poszłabym spać, ale wygonić go nie wypada. Stoimy, on otworzył  jedno piwo - wręczył panu X, sobie drugie piwo, a ja dostałam red bulla. Hahahah... Red bulla ? Ja chce spać do jasnej choinki, a po tym to na pewno nie zasnę. No i stoimy tak i gadamy, po czym Włoch zdjął buty, i pyta się nas czy nie chcemy się wykąpać. Może później - przecież nie będę się przy nim kąpała.Po jakimś czasie i gadkach włączył wielką plazmę na ścianie a tam jakieś porno.... No i co się okazuje ??

Włoch nas zachęcał do uprawniania seksu przy nim, żeby mieć ciekawy widok. Hahaha...To nic, że w międzyczasie dzwoniła do niego żona pytając się pewnie gdzie on się podziewa.
Jak się wnerwiłam w pewnym momencie, mówię
- Nie będzie żadnego seksu. Jestem zmęczona i chce mi się spać!-Nakrzyczałam na niego.
- Ale mieliśmy mieć party - odpowiedział
- Jakie party! My chcemy spać jesteśmy zmęczeni!
- Ale kupiłem wam pokój w hotelu, żebyśmy mieli party...
- O nie... to się nie zrozumieliśmy, powiedziałeś, że nic nie chcesz w zamian i chcesz nam pomóc, o żadnym party nie było mowy.
Na szybko wymyśliłam , że powiem mu że jestem w ciąży i nie mogę uprawiać seksu, skonsultowałam po Polsku z panem X, ale ten stwierdził, że lepiej powiedzieć, że mam okres. No co za cyrk hahaha....
Włoch w pewnym momencie się wkurzył i mówi, dobrze więc, nie chcesz to nie... Oddaj mi moją wizytówkę. Uuuuu... Ale mi się głupio zrobiło. Tym bardziej, że miałam mu oddać wizytówkę, którą pogniotłam i pomięłam w kiszeni.
- Nie jesteś już jak to ocenił "my friend" i zabrał mi tą pomiętą wizytówkę z ręki.Wręczył ją natomiast Panu X i mówi:
- A ty nadal jesteś "my friend" jak będziesz czegoś potrzebował to dzwoń do mnie, tutaj masz mój prywatny numer telefonu, i jak będziesz wracał z powrotem to daj znać.
Hahaha... No nie to ja nie jestem jego friend a on jest jego friend? Ale bzdura, przecież my jesteśmy razem.

Włoch wyszedł, zatrzaskując drzwiami a ja wpadłam w popłoch, może powinniśmy uciekać? A jak tu jakąś mafię sprowadzi ? No ale w sumie mamy pokój za darmo. Tylko gdzie jest rachunek ???? Czy on nam zostawił rachunek ?? - Nie uśmiechało się nam płacić za pokój 300 euro, tym bardziej że mieliśmy wspólnie aż 50 euro :) - Znaleźliśmy rachunek i uff. Vouchery na śniadanko też są... To może powinniśmy zwiać jak najwcześniej rano.No to dzwonię do recepcji zapytać się o której jest najwcześniej śniadanie. Ale babka słysząc mój głos mówiący po angielsku roześmiała się rzewnie.Od razu przyszło mi na myśl, że są w zmowie z naszym byłym Włochem, i że on często kogoś tu przywozi, a babka po prostu już "wie co robić" . Tym razem mu tylko nie wyszło, skoro widziała go wychodzącego poprzedniego wieczoru. Wnerwiła mnie ogólnie swoim podejściem takim rozbawionym. Dowiedziawszy się o której jest śniadanko (o 6 rano) postanowiliśmy się w końcu wykąpać i wskoczyć pod puchową pierzynkę... Aaach.. miodzio ;)) W końcu trochę cywilizacji. 

Wstałam o 5 rano aby się zdążyć wyszykować, ciągle byliśmy pod stresem tego, że Włoch z mafią jakąś mogą tutaj wpaść i coś nam zrobić, dlatego jak najszybciej chcieliśmy to miejsce opuścić. Co ciekawe po tych dwóch dniach podróży byliśmy tak brudni, od tego kurzu i pyłu stania przy drodze, że obydwa bielusieńkie ręczniki hotelowe nam dane zaczarniliśmy, pomimo tego, że się dokładnie i długo myliśmy.

Zeszliśmy na śniadanko, i jedyną znaną nam potrawą tam, którą mogliśmy zamówić i przynajmniej się najeść była jajecznica z boczkiem. Przynieśli nam ją w patelni, kawkę, dzbanek wody i inne dodatki. Jajecznica była tak mega przesolona, że dopóki był chleb i się ją jadło z chlebem i popijało wodą, można było ją przejeść. Pomimo, że nie mogliśmy jej przejeść to z czystego rozsądku jadłam i kazałam Panu X też jeść abyśmy mieli coś na żołądku.. zawsze to jakaś oszczędność.

Spakowaliśmy się, poszliśmy ze strachem jeszcze oddać klucz i uff... wyszliśmy, żadna mafia włoska nas nie dopadła, nikt na nas na dole nie czekał. Pożegnaliśmy hotel i poszliśmy na wyjazd na autostradę łapać coś w kierunku na Graz. Pan X długo jeszcze wspominał naszego Włocha i że może do niego zadzwonimy.... w końcu miał dać nam po 100 euro :P

Nasz hotelik

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

o najgorzej :<

Prześlij komentarz